niedziela, 10 czerwca 2012

PROLOG

- To by było na tyle, tak? - zapytał się dr. Mark Anderson.
- raczej... - dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami.
- Cher... Nadal nie zmieniłaś swojego nastawienia do matki?
- Nie, i nie zamierzam. - powiedziała sucho, a on westchnął głęboko.
- Moja matka traci tylko czas i kasę... - mówiła zbierając rzeczy.
- My chcemy Ci tylko pomóc. Chodzisz do psychologa już kilka miesięcy...
- Jak dla mnie możesz mnie już wypisać...
- Twoja matka uważa inaczej.
- I właśnie w tym problem! - burknęła.
- A więc widzimy się za tydzień...
- Jak zawsze... - powiedziała ze słabym uśmiechem. Otworzyła drzwi i wyszła z hukiem. Szła ze słuchawkami w uszach nie zwracając uwagi na to co dzieje się poza nią. Weszła do domu. Nie powiedziała ani słowa. Poszła do swojego pokoju. Rzuciła torbę w kąt i włączyła laptopa.
- Jak było z Markiem? Masz zamiar zmienić swoje zachowanie? - pytała rodzicielka wchodząc do pokoju.
- Pytasz się ciągle o to samo, a więc i odpowiedź się nie zmienia. - rzuciła nie odwracając wzroku od monitora.
- Co ja źle zrobiłam, że wyrosłaś na kogoś takiego? - mówiła z wyrzutem. Cher nie obchodziło zdanie jej matki ale jednak coś w niej się przełamało. Siedziała cicho. Nic nie odpowiedziała.
- Czemu masz taki syf w pokoju?! Bierz przykład z siostry! - Cher wywróciła oczami, nie znosiła gdy ktoś pouczał ją lub porównywał do Sophie.
- Zawsze musisz się czegoś czepiać?! - trzasnęła monitorem od laptopa. - Nie wytrzymam w tym domu. - złapała słuchawki, telefon i wybiegła z domu. Nie była to jej pierwsza ucieczka. Wręcz można było powiedzieć, że to już norma. Emma nie przejmowała się już takim wymykaniem, Cher robiła gorsze rzeczy... Na dworze zaczęło padać.
- Świetnie. - burknęła pod nosem. 'Nie zamierzam wracać do domu' pomyślała. Zmierzała w stronę parku, z którego pochodziło tyle radosnych wspomnień. Usiadła na ławce na której jeszcze kilka lat temu mogła usiąść z ojcem.
'Czemu Cie tu nie ma...' pomyślała, a na jej policzku pojawiła się pierwsza łza od dłuższego czasu. Rzadko płakała, rzadko pokazywała swoje słabości ale teraz już nie dała rady. Było ciężko, zbyt ciężko.
Po paru godzinach, cała mokra wróciła do domu. Było już późno więc Emma i Sophie spały. Cher rzuciła się bezwładnie na łóżko i momentalnie zasnęła.
Porankiem musiała iść do szkoły, ogarnęła się szybko, złapała torbę i wyszła z domu niezauważona.
- Klucze. - szepnęła zła gdy pociągnęła za klamkę od furtki. 'Nie wracam tam' - pomyślała, wspięła się na ogrodzenie. Przełożyła jedną nogę ale druga zahaczyła się o sznurówkę. Próbowała ją oderwać ale nie udało się.
- Pomóc? - usłyszała męski głos.
- Nie potrzebuje pomocy... - burknęła nie patrząc nawet na nieznajomego.
- Nie to nie... - wzruszył ramionami. Cher zaczęła szarpać za nogawkę od spodni.
- Na pewno? - zawrócił się chłopak. Cher podniosła głowę i spojrzała na nieznajomego. Nie widziała go jeszcze w tej okolicy. Może dlatego, ze sprowadziła się tutaj jakieś dwa tygodnie temu. Chłopak był bardzo przystojny, świetnie zbudowany, a jego uśmiech przeszywał Cher na wylot. Dziewczynę przeszedł dreszcz co sprawiło, że prawię upadła na ziemię. Na szczęście chłopak zdążył ją złapać. Od nowa posadził ją na ogrodzeniu. Uśmiechnęli się do siebie. Wskoczył na ogrodzenie i od drugiej strony uwolnił sznurówkę Cher.
- Dzięki. - powiedziała zawstydzona. Zeskoczyła z płotu i uśmiechnęła się zwycięsko.
- Nie ma sprawy. - pokiwał zadowolony głową.
- Cher! - wyskoczyła.
- Max.
- Miło mi Cie poznać, Max. - uśmiechnęła się słodko.
- A mi Ciebie, Cher...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz